Historia Fynn
Detlef Drescher tlum. Karolina Budziszewska
Chociaż bardzo chciałem przyjść na świat nie było to takie proste. Moja siostra oczywiście grubsza ode mnie leżała dokładnie w samym przejściu. Nie musiałem długo czekać, gdy nagle zrobiło się lodowato w miejscu, gdzie spędziliśmy 63 dni. PóĽniej dowiedziałem się, że te dziwne istoty, które nas wyciągnęły z brzucha mamy, były ludĽmi. Przez chwilę ogrzewali nas i tarli, aż zaczęliśmy sami oddychać. Przez dwa tygodnie błądziłem wokół mojej mamy i potykałem się o jej łapy, aż któregoś dnia moje oczy otworzyły się i po raz pierwszy ujrzałem świat.
Od tej pory mieszkaliśmy w jednej wielkiej rodzinie i bardzo dużo
nauczyliśmy się od naszych rodziców. Pewnego dnia zostaliśmy
zapakowani do drewnianych skrzynek i przez dłuższy czas jechaliśmy
samochodem z przyczepą. Gdy dojechaliśmy na miejsce i skrzynki zostały
otwarte, zobaczyliśmy setki współtowarz
yszy, którzy pozdrowili nas
głośnym szczekaniem. Odpowiedzieliśmy im.
Och, przepraszam. Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić.
Nazywam się Fynn i jestem Syberyjskim Husky. Przyszedłem na świat
trzynastego kwietnia 1989 roku.
Następnego ranka wszystkie duże psy ubrano w kolorowe szelki. Były tak
zachwycone, że aż skamlały i skakały ze szczęścia. Zostały zaprzężone
do wózka i na komendę ruszyły szaleńczym tempem. Tak bardzo im
zazdrościłem - też pragnąłem biegać tak szybko jak one.
W następnych dniach przychodziło do nas do domu wielu ludzi i z każdą
kolejną wizytą ubywało jedno z mojego rodzeństwa. Aż przyszła kolej na
mnie i poznałem swojego nowego pana. Obwąchaliśmy się dokładnie - no
cóż, mogło być gorzej.
Mój pan nauczył mnie jak powinno się zachowywać w stosunku do ludzi i
innych psów w samochodzie, restauracji, mieszkaniu. Gdy już wszystko
dobrze umiałem, zaczęliśmy jeĽdzić coraz częściej na spotkania z innymi
Husky na wyścigi.
Aż w końcu przyszła ta chwila - dostałem moje pierwsze własne
kolorowe szelki. Od tej pory częściej jeĽdziliśmy na rowerze. Biegłem
zawsze z przodu i starałem się udowodnić mojemu panu, że jestem szybki
i silny. Wtedy mój pan rozpoczął budowę czegoś. Długo nie wiedziałem,
co to jest, aż pewnego dnia uświadomiłem sobi e
, że już gdzieś coś
podobnego widziałem. Był to wózek treningowy. Ledwo został skończony,
pojechaliśmy do lasu, gdzie czekały na nas inne Zostałem zaprzęgnięty
do pojazdu, a obok mnie stanął starszy, szaro - brązowy Husky, podobny
do wilka. To była Idka. Pan wskoczył na wózek i ruszyliśmy. Dawał komendy "
Haw" i " Gee" i kiedy nie reagowałem dość szybko, stara Idka
błyskawicznie ciągnęła mnie w odpowiednią stronę.
Gdy miałem dwa lata, poszliśmy z panem do domu Idki. Było tam wiele
innych, również mały biały Husky z czarnymi łatkami ( Pinto ). Oczywiście nie tak ładny jak ja - ja jestem śnieżno biały, ale również niebrzydki. Pomyślałem, że powinienem się z nim bawić...ok. Ale wyobraĽcie sobie, że mój pan zabrał tę męczyduszę do naszego domu!!! Mały powinien reagować na imię "Booker" , nie robił tego jednak. Robił natomiast wszystko inne... Ten diabeł wcielony zajmował się samymi bzdurami, a ja musiałem zbierać cięgi za jego figle! I tak mijał nam czas na wsi, aż któregoś dnia Booker też dostał swoje kolorowe szelki. Jemu także sprawiało to tak dużo przyjemności co mnie. Tak więc ja i Idka biegaliśmy w pierwszym rzędzie, a Booker w drugim. Nie byliśmy długo sami. Wkrótce dołączył do nas czwarty towarzysz - Amaroq. Byliśmy zgraną drużyną, do czasu gdy wielki Manitu zawołał Idkę do siebie w długą podróż...
W końcu doszła do naszej męskiej drużyny niewiasta, Tasha, matka
Bookera. O mój Boże, stara miała włosy na zębach! Strasznie nas to
bawiło! I wtedy stało się najgorsze - nasz pan zabrał ją z nami do
domu. Od razu przestało nam być do śmiechu. Starucha okazała się
jednak całkiem w porządku. Była strasznie sprytna, umiała rozłożyć
siły i wytrzymać każdą trasę. Z nią w zaprzęgu wygraliśmy m.in. wyścig
w Lindow z 1.23 minutami zysku. Mój pan wychodził z siebie ze sz
częścia!!!
Tego dnia mógł dla nas zrobić wszystko... Między nami mówiąc, ja
również dumnie wypinałem pierś.
Teraz jesteśmy już parę lat starsi. Tasha i ja jesteśmy na
emeryturze, Booker
ma 6lat, a Amaroq7. Mój pan też się postarzał i nie biegamy już na
czas, ale dla przyjemności, ponieważ to najcudowniejsza rzecz na
świecie.
W końcu jesteśmy "born to run".
Żegnam was przyjacielskim merdaniem ogona i serdecznym "Ahuuuuh" i
do następnych wyścigów.
Wasz Fynn.
|