Strona glowna  
    

    

Strona glowna

 Home Fundacja CZE-NE-KA Dogoterapia Wydawnictwo Wyścigi Wszystko o psie Konferencje Ratujmy Foki CHOREA ANTIQUA Festiwal Poloneza Pozostałe

  Kontakt :: News :: Sponsorzy :: Mapa strony :: Galeria :: Linkomania :: Leksykon :: Do pobrania :: Dla prasy          

  Wydawnictwo




  Polski Zwiazek
  Dogoterapii
Polski Związek Dogoterapii


CZE-NE-KA
Fundacja Przyjaźni
Ludzi i Zwierząt
ul. Petöfiego 4/1
01-917 Warszawa
tel./fax
+48 22 864-71-53
+48 603 406 158

NIP: 118-14-14-093

KONTO:
Raiffeisen Polbank
86 1750 0012 0000
0000 2237 8977

Podaruj nam 1%
KRS: 0000194959

CZE-NE-KA
Licznik: 683

Aktualna lokalizacja w portalu   Home    Artykuł - "Historia Fynn"  


Zdjecie zaprzegu

Historia Fynn


Detlef Drescher
tlum. Karolina Budziszewska

 

Chociaż bardzo chciałem przyjść na świat nie było to takie proste. Moja siostra oczywiście grubsza ode mnie leżała dokładnie w samym przejściu. Nie musiałem długo czekać, gdy nagle zrobiło się lodowato w miejscu, gdzie spędziliśmy 63 dni. PóĽniej dowiedziałem się, że te dziwne istoty, które nas wyciągnęły z brzucha mamy, były ludĽmi. Przez chwilę ogrzewali nas i tarli, aż zaczęliśmy sami oddychać. Przez dwa tygodnie błądziłem wokół mojej mamy i potykałem się o jej łapy, aż któregoś dnia moje oczy otworzyły się i po raz pierwszy ujrzałem świat.

Od tej pory mieszkaliśmy w jednej wielkiej rodzinie i bardzo dużo nauczyliśmy się od naszych rodziców. Pewnego dnia zostaliśmy zapakowani do drewnianych skrzynek i przez dłuższy czas jechaliśmy samochodem z przyczepą. Gdy dojechaliśmy na miejsce i skrzynki zostały otwarte, zobaczyliśmy setki współtowarz yszy, którzy pozdrowili nas głośnym szczekaniem. Odpowiedzieliśmy im.

Och, przepraszam. Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Fynn i jestem Syberyjskim Husky. Przyszedłem na świat trzynastego kwietnia 1989 roku.

Następnego ranka wszystkie duże psy ubrano w kolorowe szelki. Były tak zachwycone, że aż skamlały i skakały ze szczęścia. Zostały zaprzężone do wózka i na komendę ruszyły szaleńczym tempem. Tak bardzo im zazdrościłem - też pragnąłem biegać tak szybko jak one.

W następnych dniach przychodziło do nas do domu wielu ludzi i z każdą kolejną wizytą ubywało jedno z mojego rodzeństwa. Aż przyszła kolej na mnie i poznałem swojego nowego pana. Obwąchaliśmy się dokładnie - no cóż, mogło być gorzej.

Mój pan nauczył mnie jak powinno się zachowywać w stosunku do ludzi i innych psów w samochodzie, restauracji, mieszkaniu. Gdy już wszystko dobrze umiałem, zaczęliśmy jeĽdzić coraz częściej na spotkania z innymi Husky na wyścigi.

Aż w końcu przyszła ta chwila - dostałem moje pierwsze własne kolorowe szelki. Od tej pory częściej jeĽdziliśmy na rowerze. Biegłem zawsze z przodu i starałem się udowodnić mojemu panu, że jestem szybki i silny. Wtedy mój pan rozpoczął budowę czegoś. Długo nie wiedziałem, co to jest, aż pewnego dnia uświadomiłem sobie , że już gdzieś coś podobnego widziałem. Był to wózek treningowy. Ledwo został skończony, pojechaliśmy do lasu, gdzie czekały na nas inne Zostałem zaprzęgnięty do pojazdu, a obok mnie stanął starszy, szaro - brązowy Husky, podobny do wilka. To była Idka. Pan wskoczył na wózek i ruszyliśmy. Dawał komendy " Haw" i " Gee" i kiedy nie reagowałem dość szybko, stara Idka błyskawicznie ciągnęła mnie w odpowiednią stronę.

Gdy miałem dwa lata, poszliśmy z panem do domu Idki. Było tam wiele innych, również mały biały Husky z czarnymi łatkami ( Pinto ). Oczywiście nie tak ładny jak ja - ja jestem śnieżno biały, ale również niebrzydki. Pomyślałem, że powinienem się z nim bawić...ok. Ale wyobraĽcie sobie, że mój pan zabrał tę męczyduszę do naszego domu!!! Mały powinien reagować na imię "Booker" , nie robił tego jednak. Robił natomiast wszystko inne... Ten diabeł wcielony zajmował się samymi bzdurami, a ja musiałem zbierać cięgi za jego figle! I tak mijał nam czas na wsi, aż któregoś dnia Booker też dostał swoje kolorowe szelki. Jemu także sprawiało to tak dużo przyjemności co mnie. Tak więc ja i Idka biegaliśmy w pierwszym rzędzie, a Booker w drugim. Nie byliśmy długo sami. Wkrótce dołączył do nas czwarty towarzysz - Amaroq. Byliśmy zgraną drużyną, do czasu gdy wielki Manitu zawołał Idkę do siebie w długą podróż...

W końcu doszła do naszej męskiej drużyny niewiasta, Tasha, matka Bookera. O mój Boże, stara miała włosy na zębach! Strasznie nas to bawiło! I wtedy stało się najgorsze - nasz pan zabrał ją z nami do domu. Od razu przestało nam być do śmiechu. Starucha okazała się jednak całkiem w porządku. Była strasznie sprytna, umiała rozłożyć siły i wytrzymać każdą trasę. Z nią w zaprzęgu wygraliśmy m.in. wyścig w Lindow z 1.23 minutami zysku. Mój pan wychodził z siebie ze sz częścia!!! Tego dnia mógł dla nas zrobić wszystko... Między nami mówiąc, ja również dumnie wypinałem pierś.

Teraz jesteśmy już parę lat starsi. Tasha i ja jesteśmy na emeryturze, Booker

ma 6lat, a Amaroq7. Mój pan też się postarzał i nie biegamy już na czas, ale dla przyjemności, ponieważ to najcudowniejsza rzecz na świecie.

W końcu jesteśmy "born to run".

Żegnam was przyjacielskim merdaniem ogona i serdecznym "Ahuuuuh" i do następnych wyścigów.

 

Wasz Fynn.


  Co nowego

 Szkolenia
KONFERENCJA 2017
Konferencje

SEMINARIA
Seminaria doszkalające
SEMINARIA

KURS DOGOTERAPII
Kurs dogoterapii
KURS DOGOTERAPII



Domena

Statystyka

Wyszukaj :: Twórcy str. :: Chat ::

Wszystkie materiały prawem chronione (C) 1996 - 2017 CZE-NE-KA Fundacja Przyjaźni Ludzi i Zwierząt