BOBUŚ - WRÓĆ!
Irena Celejowa
Przedstawiam Bobusia. Moje kochane dzieci, jestem już babcią Renią, a wciąż i wciąż myślę o moim piesku, który nazywał się Bobuś. Tak go kochałam, jak Wy kochacie swoje pieski, kotki, świnki morskie, żółwie i inne zwierzątka. Chcę Wam opowiedzieć o życiu i przygodach mojego pieska.
Najpierw go przedstawię. Bobuś zawitał w moim domu, gdy miałam 8 lat i byłam uczennicą trzeciej klasy, dziewczynką szczupłą, drobną, o blond krótkich włosach, uczesanych w grzywkę.
To byłą wielka niespodzianka. Rano usłyszałam ciche skomlenie. Zerwałam się z mego ?złotego?, całego z mosiężnych prętów, łóżeczka. Tak się spieszyłam, że nawet nie opuściłam kraty. Wspięłam się, zeskoczyłam i boso pobiegłam długim, ciemnym korytarzem, do kuchni. Rozejrzałam się. Pod ścianą stał majestatycznie piec z białych kafli, na którym złociły się mosiężny moździerz i też mosiężny, pełen różnych wypukłości i zakrętasów, młynek do kawy. Piec był w swych krawędziach obramowany mosiężnym otokiem. Na ścianie wisiały różnej wielkości miedziane rondle, w których smażono konfitury. Błyszczały pięknie, bo właśnie wczoraj je oczyściłam ?Sidolem?. To było moje i mojej starszej o rok siostry zadanie, gdy sprzątano nasze, duże, czteropokojowe mieszkanie. Stałam na progu w białej, nocnej koszulce i rozglądałam się. Maleńki, czarny piesek siedział pod stołem, przykrytym białą ceratą i płakał za swoją mamusią, od której go nagle oderwano. Chciał pić ciepłe, matczyne mleczko i przytulić się do jej aksamitnego futerka. Nalałam mu mleka na talerzyk. Od razu się w tym maleństwie zakochałam. Ale ojciec przywiózł go nie dla mnie, lecz dla znajomego pana. Tego samego dnia okazało się, że ten pan chciał ratlerka, a to jest pinczer i nie przyjął go. Wiecie, jak wygląda duży pies ? doberman? To pinczer jest taki właśnie, lecz znacznie mniejszy. Choć są z jednej rodziny pinczerów, to dobermany są groźne, a pinczery radosne i dobre.
Ubłagałam ojca, by zostawił pieska u nas. Nazwaliśmy go Bob. Lecz to imię było jakieś surowe i nie pasowało do tego maleństwa. Toteż, wołaliśmy go Bobuś. Był śliczny. Miał krótką, czarną, lśniącą, miękką sierść. Na czarnej główce żółto-pomarańczowe ? kropki ? brwi nad oczyma. Tegoż koloru ?policzki?, dwie łatki na piersiach nad przednimi łapkami, podpalane też: brzuszek, łapki i śmieszną łatkę na pupce, zupełnie, jak czapka trefnisia. Żył na świecie może cztery czy sześć tygodni. Mój starszy o pięć lat, krągły brat, Maniek, orzekł, że kłapciaste uszka pieska i cienki, długi ogonek trzeba przyciąć, jak to się czyni u psów tej rasy.
|