W Domu Pomocy Społecznej w Krakowie
Grupka młodych dziewczyn z zainteresowaniem obserwowała stojącego na trawniku dużego labradora. Do psa kulejąc i przeraźliwie kaszląc podchodziła starsza pani. Gdy była już blisko - z nieartykułowanym okrzykiem raptownie chwyciła psa za głowę, szarpała futerko na grzbiecie, ciągnęła za ogon. Pies stał spokojnie, parokrotnie próbował polizać szturchające go ręce. Jakby tego było mało, kobieta po chwili przewróciła się na trawę, pies zachwycony perspektywą zabawy zaczął skakać przy leżącej. Dopiero wtedy z grupki odeszła jedna z dziewczyn, wzięła psa na smycz, dała polecenie - waruj zostań, a starsza pani dźwignęła się z ziemi.
- Bardzo dobry pies, tylko jeszcze dopracować trzeba spokój przy przewróceniu się człowieka - starsza pani już zupełnie normalnym głosem odezwała się do dziewczyny.
Bo to był test. I reakcja na chwyt za psią głowę i przewrócenie się, szarpanie za ogon, piskliwe okrzyki i nieskoordynowane ruchy człowieka to wstępny test dla psa - kandydata do wizytowania Domu Pomocy Społecznej im. Helclów w Krakowie.
Już od trzech lat co dwa tygodnie grupka zaprzyjaźnionych właścicieli dobrze wyszkolonych psów przychodzi ze swoimi zwierzakami do mieszkańców Domu Pomocy Społecznej. Do tych, którzy zwierzęta kiedyś mieli, i tych, którzy teraz dopiero odkrywają, że zwierzę okazywaniem serdeczności może zapełnić niejedną dziurę w sercu samotnego człowieka.
Dyrekcja Domu - po zaprezentowaniu psich umiejętności i wzorowego zachowania - wyraziła zgodę na wizyty. Byliśmy dokładnie obserwowani. My, nasze psy i reakcja ludzi na taką niespodziankę. Nie obyło się i bez pokazu szkolenia właśnie na zazielenionym placu obok Domu, bez zakładania psom okazjonalnych stroików - gwiazdek przy obrożach, ?mikołajowych? czapek i wielkich serc na ?walentynki?. Dziś już mieszkańcy Domu czekają na psy - liczą dni, kiedy przyjdziemy następny raz, pamiętają imiona zwierząt. Gdy na korytarze wkracza goldenka Lucky z nieodłącznym koszyczkiem z czekoladkami niesionym w pysku - witana jest z radością. Nie dla tych czekoladek przecież, choć od psa na pewno smakują lepiej - ale jak dobra, serdeczna przyjaciółka, w której futerko wypłakano już niejeden żal. Nie tylko w futerko Lucky, także Tequili, Sagi, Darmy, Carlosa, Atosa, Corsy, Violi, Lea, Zuzi, Goldiego... Goldeny, labradory, miniaturowa sznaucerka, pół krwi collie, a nawet z okazjonalną wizytą pojawiły się Gustlik - golden z Łodzi i Lady - samojedka z Warszawy. Od psów wymaga się bezwzględnego posłuszeństwa, i wrodzonej, nie do wyszkolenia - chęci życzliwego kontaktu z człowiekiem. Ich właściciele, wspaniali wolontariusze, poświęcający swój czas już od trzech lat - posiedli umiejętność cierpliwego słuchania opowieści starych umiejętność dotknięcia, przytu pocieszenia drugiego człowieka
Zofia Mrzewińska
fot. archiwum autora
|